Zapraszam do przeczytania kolejnej relacji z z cyklu "Turystyka motocyklowa"
Rumunia: Drakula, transalpina, transfogaraska, mamałyga, papansi
Wyjazd do Rumunii aby przejechać legendarne Transalpinę i Transfogaraską pojawia się w marzeniach każdego motocyklisty. Prędzej czy później każdy chce doświadczyć oszałamiających widoków Karpat połączonych z radością jazdy po rumuńskich winklach...
Kolejne miejsce, które odwiedziłem motocyklem razem z moimi "majstrami" to kraj Drakuli.
Na początek sprawy organizacyjne:
1. Ilość motocykli: 4
2. Rezerwacja hoteli: przez jeden z najpopularniejszych portali rezerwacyjnych
3. Długość trasy: ok 3,8tys km
4. Założenia: przejazd Transalpiną i Transfogaraską oraz szybki wypoczynek nad Morzem Czarnym
Dlaczego hotele a nie namiot? Wychodzę z założenia, że w przypadku jazdy motocyklem wymaga zapewnienia organizmowi dobrej regeneracji aby w kolejnym dniu wojaży umysł i ciało było w pełni sprawne, umożliwiające pełną koncentrację.
...ale najpierw kawa...
Podróż rozpoczęliśmy od zatankowania motocykli i solidnej porcji kofeiny. Przy okazji pierwszego postoju zaczął się pierwszy dzień walki z interkomami, które swoją uniewrsalność miały chyba jednak tylko na papierze.

Pierwszy dzień mijał na pokonywaniu kolejnych kilometrów w stronę południowej granicy. Odrobinę przed zmierzchem dojechaliśmy do Bratysławy. Oprócz remontów i grilla nad brzegiem rzeki nic ciekawego się nie wydarzyło.
Transylwania vel Siedmiogród. Hunedoara - pierwszy nocleg w Rumunii
Poszukiwania Wlada Palownika rozpoczęliśmy od Hunedoary, której początek sięga XII-XIII wieku. Dotarliśmy do miasta późnym wieczorem lekko ubłoceni i przemyci z kurzu ale ugoszczeni jak szlachcice w przepięknym hotelu po raz pierwszy poczuliśmy klimat Transylwanii - pozytywnie wpływający na regenerację sił przed kolejnym dniem w siodle.

Po wniesieniu wszystkich gratów z przyjemnością zasiedliśmy do kolacji. Ja wybrałem typowo lokalny zestaw na kolację... okazał się tak dobry, że z trudem znalazłem czas na zrobienie zdjęcia przed "wyczyszczeniem" talerza. Zamówione papanasi niestety zniknęło w oka mgnieniu i zdjęcia brak. Może następnym razem się uda...

Dzień drugi w Hunedoarze. Po śniadaniu mieliśmy w planach zobaczyć Zamek w Hunedoarze. Zamek uważany za jeden najładniejszych zamków Transylwanii. Budowla w stylu gotyckim jest świetnym przykładem architektury obronnej tamtych czasów. Poranek słoneczny, ciepło - idealne warunki do zwiedzania. Jeżeli planujecie odwiedzić Transylwanię to Zamek w Hunedoarze musicie koniecznie zobaczyć. P.S. Wampirów w zamku brak

Kolejne kilometry przed nami. Wyruszyliśmy w kierunku południowego początku Transalpiny. Nie obyło się bez przygód w postaci wytyczenia nowej "transalpiny" i offroadowego przejazdu moim Blackbirdem. Finalnie dotarliśmy do celu (mniej więcej w połowie tej słynnej trasy) i udaliśmy się w kierunku północym w stronę naszego kolejnego miejsca noclegowego.

Czas płynął a my pokonywaliśmy kolejne kilometry podziwiając piękne widoki i próbując nie wjeżdżać w pozostałości pozostałe po przepędzaniu stad owiec...

Postój na tamie zaowocował degustację racuchów z kozim serem. Proste danie a smak wyborny! Polecam każdemu!

Pogoda wciąż sprzyjała fotografowaniu rumuńskich krajobrazów. Kolejne kilometry pokonywaliśmy w nieco mniej komfortowych warunkach. Po przerwie na obiad góry pokazały jak mogą być zmienne. Czasem słońce.... czasem deszcz... Konkretna burza pojawiła się na szczęście po dotarciu na miejsce noclegowe. Jedyny plus: czas poświęcany na wkładanie i zdejmowanie ciuchów przeciwdeszczowych zredukowaliśmy do ok 2-3min :) Podczas wieczornej narady zadecydowaliśmy, że wracamy Transalpiną aby zobaczyć jej południową część...

Poranny powrót Transalpiną po wieczornej burzy to podróż pełna niespodzianek. Przewrócone drzewa, łaty z błota i odłamki skalne dosyć wymagały pełnej koncentracji i spokojnej jazdy. Południowa część tej trasy ma zdecydowanie lepszy stan nawierzchni ale pojawiają się inne utrudnienia. "Spacery" owiec po tej słynnej trasie skutkują nagromadzeniem na asfalcie sporych ilości "biopaliwa" pochodzenia owczego, która drastycznie zwiększa ryzyko poślizgu :P. Honor motocyklisty mógłby nie znieść szlifu na owczym g...nie...

W najwyższych partiach południowej części Transalpiny krajobraz uległ znacznej zmianie... Potęga gór widoczna jak na dłoni.

Kolejne kilometry na południe są również mocno zakręcone jak północna część Transalpiny. Dużo radości z jazdy po gładkim asfalcie.

Niezmienna była za to rozkapryszona pogoda, która straszyła ciężkimi chmurami przetaczającymi się po wierzchołkach gór.

Przed wieczorem zawitaliśmy do Curtea de Argeș. Nieopodal której 25 listopada 1600r doszło do bitwy, w której husarze (wspierający propolskiego hospodara Jeremiasza) pokonali wojsko Michała Walecznego. Dobre tempo jazdy spowodowało, że mieliśmy jeszcze sporo czasu i sił na spacer po mieście. Trafiliśmy na niesamowitą Cerkiew metropolitalną, Cerkiew Książęcą i dobrą restaurację. Papansi na kolację zniknęło zbyt szybko aby zrobić zdjęcie tego pysznego deseru....

Po marnym śniadaniu w hotelu ruszyliśmy w kierunku kolejnego celu epickiej wyprawy do Rumuni: trasa Transfogaraska. Drum Național 7C wybudowana na polecenie Nicolae Ceaușescu jest drugą pod względem wysokości drogą Rumunii.

Kiepskiej jakości asfalt i dużo kamyków skalnych nie pozwoliło mi nacieszyć się dynamiczną jazdą w zakrętach. Widoki za to piękne! Pierwszy przystanek po wjechaniu na Transfogaraską zrobiliśmy nad jeziorem Vidraru a dokładnie na zaporze

Zapora rozciągnięta wzdłuż rzeki Ardżesz może być podziwiana z trasy na długości 14km. Wysokość budowli to 166m - jedno spojrzenie w dół i pojawia się "falowanie" dolnych części garderoby . Niestety w drodze do zapory przegapiliśmy zjazd do Poenari - słynnego zamku hospodara Włada Palownika.

Moim zdaniem krajobraz rozciągający się z Transfogaraskiej jest odrobinę ciekawszy niż w przypadku Transalpiny

Wspinając się niestrudzenie wyżej i wyżej podziwialiśmy piękno Gór Fogaraskich aż dotarliśmy do wodospadu Capra. Wysokość 1690m n.p.m.

Pogoda łaskawsza niż dotychczas zachęcała do częstych przystanków na sesje fotograficzne górskich krajobrazów.

Kilka kilometrów przed tunelem zakręty zapraszały do "winklowania". Wybory pomiędzy przemykaniem od zakrętu do zakrętu a zatrzymaniem się aby podziwiać krajobraz były nadzwyczaj trudne. Przez ostatnie kilkaset metrów przed wjazdem do tunelu zaczęliśmy się obawiać o przejezdność Transfogaraskiej...

Druga strona tunelu to już zupełnie inna planeta. Gęsta mgła, ziąb jak diabli i sporo śniegu przywitały nas po wyjechaniu z tunelu.

Jezioro Balea - polodowcowe jezioro na wysokości 2034m n.p.m. z powierzchnią 4,65ha uchyliło tylko mały fragment swojej wielkości

Nieco rzadsza ale wciąż gęsta mgła nie pozwoliła nam nacieszyć się najlepszymi widokami na Transfagaraskiej

Dodatkowo droga po drugiej stronie gór pełna była lodowych i skalnych odłamków. Niektórzy kierowcy samochodów decydowali się jednak na kluczenie pomiędzy kamieniami pomimo "zamknięcia" Transfogaraskiej od strony północnej. Dlaczego zatem była ona otwarta od strony południowej? Oprócz grilla na przydrożnej polanie i spotkania z niedźwiedziem nic ciekawego w czasie zjazdu z gór już się nie wydarzyło

Kierunek: Morze Czarne. Kolejne godziny podróży po Rumunii upływały na nawijaniu kilometrów po bardziej płaskim terenie. Obwodnica Bukaresztu okazała się bardziej rumuńskim marzeniem niż elementem infrastruktury drogowej a Gooogle poprowadziło nas sobie tylko znanymi ścieżkami... Finalnie zjawiliśmy się w Konstancy w okolicach późnego wieczoru. Kolejny dzień został zaplanowany tylko i wyłącznie na zwiedzanie i odpoczynek. Plaża w Konstancy okazała się całkiem sympatyczna

Jednym z symboli Konstancy jest budynek kasyna otwartego w 1910r. Aktualnie zamknięte jednakże zachwycające swoim secesyjnym stylem. Konstanca to miasto w którym czuć historię w każdym zakamarku. Miasto powstało w miejscu osady Tomoi (założone w pierwszej połowie VI w. p.n.e.). Włączone do Imperium Rzymskiego w I wieku p.n.e miasto pełniło funkcje największego ośrodka na zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego. W XIV wieku po przejęciu przez Turków miasto straciło na znaczeniu aż do XIX wieku kiedy to rozpoczęto budowę portu. Dzisiaj miasto pełni rolę największego portu handlowego Rumunii.

Następnego dnia ruszyliśmy w drogę "powrotną" do Polski. Kierunek Zamek Peles - dawna rezydencja letnia królów Rumunii. Zamek wybudowano w latach 1873-1883 ale sam wystrój ukończono dopiero w 1914r. Nowoczesność wkroczyła do zamku w 1884 kiedy to doprowadzono do zamku prąd. Przy dzisiejszej wartości pieniądza koszt budowy zamku szacowany jest na 120 mln USD.

Kierunek: Braszów. Z zamku Peles zaczęliśmy się przemieszczać do kolejnego miejsca noclegowego.

Wieczorem Braszów przywitał nas obfitym deszczem i jedyne co mogliśmy zrobić to delektować się smakiem burgerów w jednej z lepszych burgerowni w mieście

Kolejnym miejscem, które zwiedziliśmy następnego dnia był Zamek Rasnov. Zamek chłopski (niespotykana rzecz w innych częściach świata) był schronieniem dla mieszkańców Rasnova i okolic. Prawdopodobnie zbudowany przez Krzyżaków. Dzisiaj atrakcja turystyczna Siedmiogrodu

Poszukiwania Drakuli postanowiliśmy kontynuować w kolejnym zamku, którego wygląd bardzo przypomina ten z opisu przedstawionego w powieści Brama Stockera. Zamek Bran został zbudowany przez Krzyżaków około 1212r. Nazwany Dietrichstein (od nazwiska rycerza zakonu krzyżackiego Dietricha) umożliwiał Krzyżakom kontrolę nad traktem granicznym między Transylwanią a Wołoszyczną. Pierwotnie drewniany - zniszczony podczas najazdu tureckiego - został odbudowany z kamienia i cegły w stylu gotyckim po zgodzie króla Węgier w 1377r. Z ciekawostek warto wspomnieć o czasach, kiedy zamek został podarowany królowej Marii - z jej inicjatywy w 1932r wybudowana została elektrownia turbinowa a w 1944r założyła Szpital Serca Królowej, w którym sama pracowała. Niestety Drakuli w Zamku Bran nie znaleźliśmy...
